TYGODNIK PODLASKI

Rozmowa z Agnieszką Balut, dziennikarką, malarką, fotografikiem.
 
  Kiedy odczułaś potrzebę tworzenia ?

Potrzeba wyrażania siebie w tej formie pojawiła się już we wczesnym dzieciństwie – rysowałam po ścianach. Rodzice wpadli na pomysł, że ściany w pokoju i na korytarzu wykleją kartonami. I tak rozpoczęły się moje zmagania z kredkami, farbami, gliną itd. W szkole podstawowej, przeszłam chyba wszystkie możliwe kółka artystyczne, od plastycznych po na rytmikę i 4 – letnie ognisko muzyczne.
Jak to się stało, że wybrałaś taką zawiłą drogę?

Po maturze myślałam tylko o dwóch kierunkach: szkole artystycznej lub dziennikarstwie. Pod presją środowiska, że trzeba mieć praktyczny zawód, skończyłam biologię. Jak się okazało – w życiu nic nie dzieje się przypadkiem. Na biologii dużo się rysuje oraz zgłębia tajniki chemii i fizyki. To bardzo przydatne w fotografii i malarstwie. Na drugim roku studiów, zaczęła się moja przygoda z malarstwem ściennym w Niemczech, w Badeni-Wirtembergii. Firma poszukiwała kogoś, kto wie jak poradzić sobie ze starymi tynkami, umie je analizować i dobrze maluje. Owocem tamtych lat są realizacje z tego zakresu w Niemczech i w Polsce. W Niemczech ukończyłam wiele kursów z malarstwa, ceramiki, form audiowizualnych i fotografii. Coraz bardziej zaczęły mnie pociągać jednak nowoczesne formy wyrazu. Postanowiłam wrócić do mojej drugiej pasji – dziennikarstwa. Zapisałam się na podyplomowe studia z dziennikarstwa, specjalizacja – dziennikarstwo telewizyjne. Wkrótce otrzymałam zaproszenie do współpracy z TVP, gdzie byłam reporterem serwisów informacyjnych, programu publicystycznego i kulturalnego. W ten sposób połączyłam dwie pasje pisanie i obraz.

Jakie wpływ miały podróże na twoją twórczość?

Podświadomie czułam niedosyt przygody, poznawania innych kultur. Nadarzyła się okazja wyjazdu do Brazylii, do Rio de Janeiro. Zakotwiczyłam tam na kilkanaście lat. Poszłam na kolejne podyplomowe studia z dziennikarstwa telewizyjnego na Uniwersidade Estacio de Sa. Zawodowo realizowałam się jako fotograf i pracownik naukowy. Wygrałam konkurs na wykłady z fotografii prasowej i form audiowizualnych. Uczyłam młodych jak fotografować i filmować w mieście zdominowanym przez wszechobecną przestępczość. Nie popieram fotografów jeżdżących na wojny, robiących zdjęcia umierającym dzieciom, a potem zdobywających nagrody na konkursach. Poza poczuciem etyki trzeba pamiętać, że epatowanie zbyt dużą dozą okrucieństwa neutralizuje wrażliwość widza. To starałam się przekazać innym: etykę, wrażliwość na słowo i obraz. Wpływ na moje realizacje zaczęły mieć brazylijskie kolory, ruch, energia i chaos latynoamerykański. Zjechałam cały ten kontynent z aparatem fotograficznym. Jednocześnie pracowałam charytatywnie w dzielnicach biedoty. Po kilkunastu latach pobytu, ze względów zdrowotnych, podjęłam decyzje o powrocie do Europy.

Lubisz wyjazdy i powroty?

Zatrzymałam się na krótko w moim rodzinnym mieście – Białej Podlaskiej, ale wkrótce znów ruszyłam na poszukiwanie światła i słońca, czego tak bardzo brakuje tym, którzy po latach wracają z tropików. Ostatnie lata to udział w wystawach we Włoszech, Szwajcarii i Austrii. Nadal piszę, pracuje nad kilkoma książkami. Ostatni projekt, to duże studio artystyczne w okolicach Drezna. Chcę stworzyć miejsce, gdzie będą mogli spotykać się twórcy z różnych kręgów kulturowych. Taki styk i tygiel kultur. Bycie wolnym artystą, jest generalnie ciekawsze niż zostanie średnim zawodowcem. Jest to jednak bardzo trudne, w rzeczywistości totalnie skomercjalizowanego świata.